Z Dziennika Juliusza i Edmunda de Goncourt
Tekst odczytany przez Monikę Jakowczuk podczas wernisażu wystawy "Jacek Sroka. Obrazy w brzuchu Lewiatana", w Archeturze, 17.4. 2015 Z „Dziennika” Edmunda i Juliusza de Goncourt.
"25 maja 1865 roku
Po długiej rozmowie z Fromentinem, jednym z ludzi najświetniej mówiących o sztuce i najbardziej biegłych w estetyce, z jakimi się zetknąłem, dochodzę do wniosku, że ostatni teologowie przetrwali w malarzach.
Mówiąc o sobie oświadczył - rzecz ciekawa - że nic , ale to nic nie wie o malarstwie, że nigdy nie malował z natury; że nigdy nie robił szkiców, a to dlatego, by po prostu patrzeć; że wszystko wraca do niego dopiero po latach , czy jest to malarstwo czy literatura; tak więc swoje książki „Sahara” i „Sahel” napisał ujrzawszy niejako na nowo rzeczy, we własnym przekonaniu nie widziane, stąd prawdziwość ich jest wątpliwa; widział na przykład karawanę, na której czele szedł jej przywódca otoczony psami , ale nie tam , gdzie ją opisał, tylko podczas innych podróży.
Mówił nam jeszcze, że jego wielkie nieszczęście to nieszczęście wszystkich malarzy dzisiejszych, nie żyją we wspaniałych czasach malarstwa, kiedy umiano malować wielkie obrazy..... "