KONTAKT
Ulubione
FB

Pierwsza wersja tekstu z filmu "Jacek Sroka. Czeluść Działoszyc"

  1. Nazywam się Jacek Sroka,  jestem malarzem i grafikiem.  Najkrócej mówiąc zajmuję się opisaniem świata przez malarstwo;

ten opis wyznaczają moje możliwości intelektualne, moja wrażliwość, moje doświadczenie.

To, co maluję,   określa   obszar mojego malarstwa; są takie konwencje, takie sposoby obrazowania , które mnie nie obchodzą, nie dotyczą. 

Moje malarstwo jest figuratywne, często ekspresyjne i groteskowe.  Moje spojrzenie  na  społeczeństwo mojego czasu, na nierówności, na biedę i bogactwo, na obyczaje złe i głupie jest krytyczne ( mam nadzieję, że sam sobie nie pochlebiam).

Przy pomocy obrazów i grafik kolportuję swoje przemyślenia, „moralizatorstwa”, wizje teraźniejszości , historii, może przyszłości ?

    2.  Wszyscy , nie tylko artyści, mamy, w zanadrzu  pamięci,  zdarzenia,  wspomnienia, poruszenia  czy przygody dzieciństwa ,

które zapisują się w nas,  pozostają z nami, budują nasze życie , nasze wrażliwości, nasze zainteresowania. 

Wiem o tym dobrze  bo do pomysłów z lat dziecinnych sięgałem w mojej  pracy nie raz i nie dwa.

    3.  W 1998 roku namalowałem obraz , który  oparty został o  najwcześniejsze emocje,.

Lata sześćdziesiąte to okres mojego dzieciństwa  i wczesnej młodości.

Każdy kto pamięta tamten czas , pamięta szarość, nijakość. Świat schizofreniczny, jednocześnie prawdziwy i nieprawdziwy .

Choćby… czego  innego można się było dowiedzieć w szkole.

A czegoś zupełnie  innego w domu.  Ale dziecko zawsze garnie się się do światła, postrzega  tyle interesujących spraw, rzeczy; 

niebo jest błękitne,  słonce mocno świeci. 

 W latach sześćdziesiątych wakacje spędzałem  u kuzynostwa    w Pińczowie, nad rzeką Nidą.

Podróż do Pińczowa wiodła nas ,czy to autobusem  czy samochodem, ustaloną trasą,  gęstą od wiosek, i przez kilka małych miasteczek.

Po wyjeździe z Krakowa  były to najpierw Proszowice, potem Skalbmierz, potem Działoszyce i wreszcie Pińczów. 

Czekałem na te wyjazdy, na wakacje, na spacery po lasach ,  na zabawy , na przyjaźnie wakacyjne.

    4.Już od czasu pierwszych  podróży pamiętam niepokój, który ogarnął mnie podczas przejazdu przez Działoszyce.

Inne miasteczka wydawały mi się ( teraz wiem, że nieprawdziwie, bo ich historia była podobna)  pełniejsze,  był w nich ład i spokój. 

Tymczasem Działoszyce..

     5.  Tuż przed miastem samochód zjeżdża z pagórka , skręt w prawo, przy ulicy niskie domy,

w niektórych oknach pelargonie,  krzywe odrzwia, potem skręt w prawo  potem w lewo i dojeżdżamy do rynku..

Architektura  nieokazała, choć kilka domów piętrowych, charakterystyczne żeliwne balustrady balkonów, pordzewiałe,

niektóre balkony zerwane, ze ścian budynków wystawały fragmenty żelaznych konstrukcji.   

A rynek ? To   pusty plac pośrodku, kilka ławek postawionych w nieładzie, 

na lewo ruiny okazałej budowli, potem popiersie Kościuszki , skręt w lewo , zostawiamy  nowo -zbudowany

( wtedy w latach sześćdziesiątych)  pawilon handlowy,   i wzdłuż ulicy z biedną  architekturą   z tynkami odpadającymi od elewacji…

budynek za budynkiem w szeregu, wgniecionym w  betonowe chodniki,  mijając  kościół na wzgórzu, wyjeżdżamy z Działoszyc.

 To najprostszy opis.  

      6. Ale oczy dziecka widziały pustkę, widziały zatrzymany i przysypany szarym popiołem - kurzem,świat, nienaturalnie smutny,

beznadziejnie ubogi i ponury. Jakby czas  zatrzymał  się kiedyś i już nie podniósł.

Było to dla mnie dojmujące doświadczenie. 

    7. Dzieliłem się tą dziecięcą wiedzą, tym niepokojem,  z rodzicami. Od nich usłyszałem  pierwsze relacje o tym, co się tam wydarzyło podczas wojny. 

Im byłem starszy tym wiedziałem więcej.

Czytałem relacje dokumentalne, choćby Adama Czerniakowa, czytałem literaturę: Borowskiego,  „Żydowską wojnę” Grynberga, „Czarny potok” Buczkowskiego 

Przeczytałem Hannę Arendt, przeczytałem wydane w Polsce w ostatnich latach książki, które  otwierają oczy na tamten straszny czas. 

Chociaż  wie się  dużo, to zrozumienie jest niemożliwe.  I niemożliwe jest pogodzenie. 

   8.  Działoszyce są teraz jednym z najmniejszych miast w Polsce. Mieszka tu mniej niż tysiąc osób.

Przed wojną było ich  około sześć tysięcy.   W większości, bo aż w  90%,  Żydzi.

Działoszyce  zatem  to prawdziwym sztetł, żydowskie miasto , z bogatym  życiem handlowym,  z życiem religijnym, z ogromną synagogą ( to o jej ruinach wspomniałem wcześniej)  i społecznym ( istniało tu kilka stowarzyszeń , istniały partie polityczne).

Mieszkańcy trudnili się ubojem,  handlem  i nie tylko  z okolicą.  Znane  jest powiedzenie:  „Kraków koło Działoszyc”,

że to Działoszyce takie bogate.  Anegdota ma żródło w tym , że było kilku obywateli,

trudniących się obrotem papierami wartościowymi na giełdach.

   9. Ten świat zawalił się podczas wojny. W utworzonym getcie tłoczyło się dziesięć tysięcy ludzi.

  W 1942 roku prawie  wszyscy zostali  wywiezieni do Bełżca, chorzy lub zbyt  słabi zostali rozstrzelani  na pobliskim kirkucie. 

 Tak się skończyły żydowskie Działoszyce.

Miasto pozostało z tą wyrwą. Czułem ten brak , tę nieobecność wyraźnie, już jako dziecko. 

    10. Teodor Adorno mówił, że  po Auschwitz, poezja jest  niemożliwa.

Że sztuka nie opisze Zagłady, bo  żadna konwencja  artystyczna nie uniesie tego ciężaru.

Że wiedzę o tym , co się stało, należy czerpać z dokumentów, z relacji świadków ,  

i,  że zapomnieć nie wolno.

    11. Wiele, w ostatnich latach, widziałem nadużyć. 

Widziałem artystów i nie artystów tańczących na cieniach pomordowanych. 

W galeriach i w przestrzeniach publicznych.  

Takie działania  nie podobają  mi się, są   moralnie ryzykownie. Nie pochwalam takich postaw. 

 Ale pamiętam także przejmujące artefakty.

Sztuka  nie jest dokumentalną prawdą, zajmuje się czym chce i jak chce.

Artyści próbują mierzyć się ze światem,  z historią, w nadziei na oddanie emocji, na opowiedzenie swojej prawdy.

I ja kilka razy usiłowałem…

    12. Przez lata Działoszyce „towarzyszyły” mi, kiedy zostałem malarzem szukałem sposobu, by  o nich opowiedzieć.  Wiedziałem, że nie mogę pokazać tamtych ludzi w tych strasznych chwilach, że nie mam do tego  moralnego prawa .  

Były narracje, których się bałem. 

   13. Pomyślałem wreszcie  … o   czeluści,  która rozwarła się pod miastem, błotnisty i rozlewny dół, który „chlapie” na teraz i na dziś. Wcieka spod domów, wycieka spod bruku, Jest  już na zawsze częścią tego miejsca.   

Pierwszy obraz tylko „zanotował” pomysł.

   14. Większą kompozycję malowałem farbami zmieszanymi z piaskiem,  uformowałem z farby napis Czeluść Działoszyc.

To komunikat.

Takie  wyobrażenie  to  najprostsza metafora braku. 

Braku tych, co już nie powrócą, ani w dzieciach, ani we wnukach. 

Już ich nie ma.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyrights: Jacek Sroka 1999-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone | realizacja: grafiQa.pl
Script logo