Pierwsza wersja tekstu z filmu "Jacek Sroka. Czeluść Działoszyc"
1. Nazywam się Jacek Sroka, jestem malarzem i grafikiem. Najkrócej mówiąc zajmuję się opisaniem świata przez malarstwo;
ten opis wyznaczają moje możliwości intelektualne, moja wrażliwość, moje doświadczenie.
To, co maluję, określa obszar mojego malarstwa; są takie konwencje, takie sposoby obrazowania , które mnie nie obchodzą, nie dotyczą.
Moje malarstwo jest figuratywne, często ekspresyjne i groteskowe. Moje spojrzenie na społeczeństwo mojego czasu, na nierówności, na biedę i bogactwo, na obyczaje złe i głupie jest krytyczne ( mam nadzieję, że sam sobie nie pochlebiam).
Przy pomocy obrazów i grafik kolportuję swoje przemyślenia, „moralizatorstwa”, wizje teraźniejszości , historii, może przyszłości ?
2. Wszyscy , nie tylko artyści, mamy, w zanadrzu pamięci, zdarzenia, wspomnienia, poruszenia czy przygody dzieciństwa ,
które zapisują się w nas, pozostają z nami, budują nasze życie , nasze wrażliwości, nasze zainteresowania.
Wiem o tym dobrze bo do pomysłów z lat dziecinnych sięgałem w mojej pracy nie raz i nie dwa.
3. W 1998 roku namalowałem obraz , który oparty został o najwcześniejsze emocje,.
Lata sześćdziesiąte to okres mojego dzieciństwa i wczesnej młodości.
Każdy kto pamięta tamten czas , pamięta szarość, nijakość. Świat schizofreniczny, jednocześnie prawdziwy i nieprawdziwy .
Choćby… czego innego można się było dowiedzieć w szkole.
A czegoś zupełnie innego w domu. Ale dziecko zawsze garnie się się do światła, postrzega tyle interesujących spraw, rzeczy;
niebo jest błękitne, słonce mocno świeci.
W latach sześćdziesiątych wakacje spędzałem u kuzynostwa w Pińczowie, nad rzeką Nidą.
Podróż do Pińczowa wiodła nas ,czy to autobusem czy samochodem, ustaloną trasą, gęstą od wiosek, i przez kilka małych miasteczek.
Po wyjeździe z Krakowa były to najpierw Proszowice, potem Skalbmierz, potem Działoszyce i wreszcie Pińczów.
Czekałem na te wyjazdy, na wakacje, na spacery po lasach , na zabawy , na przyjaźnie wakacyjne.
4.Już od czasu pierwszych podróży pamiętam niepokój, który ogarnął mnie podczas przejazdu przez Działoszyce.
Inne miasteczka wydawały mi się ( teraz wiem, że nieprawdziwie, bo ich historia była podobna) pełniejsze, był w nich ład i spokój.
Tymczasem Działoszyce..
5. Tuż przed miastem samochód zjeżdża z pagórka , skręt w prawo, przy ulicy niskie domy,
w niektórych oknach pelargonie, krzywe odrzwia, potem skręt w prawo potem w lewo i dojeżdżamy do rynku..
Architektura nieokazała, choć kilka domów piętrowych, charakterystyczne żeliwne balustrady balkonów, pordzewiałe,
niektóre balkony zerwane, ze ścian budynków wystawały fragmenty żelaznych konstrukcji.
A rynek ? To pusty plac pośrodku, kilka ławek postawionych w nieładzie,
na lewo ruiny okazałej budowli, potem popiersie Kościuszki , skręt w lewo , zostawiamy nowo -zbudowany
( wtedy w latach sześćdziesiątych) pawilon handlowy, i wzdłuż ulicy z biedną architekturą z tynkami odpadającymi od elewacji…
budynek za budynkiem w szeregu, wgniecionym w betonowe chodniki, mijając kościół na wzgórzu, wyjeżdżamy z Działoszyc.
To najprostszy opis.
6. Ale oczy dziecka widziały pustkę, widziały zatrzymany i przysypany szarym popiołem - kurzem,świat, nienaturalnie smutny,
beznadziejnie ubogi i ponury. Jakby czas zatrzymał się kiedyś i już nie podniósł.
Było to dla mnie dojmujące doświadczenie.
7. Dzieliłem się tą dziecięcą wiedzą, tym niepokojem, z rodzicami. Od nich usłyszałem pierwsze relacje o tym, co się tam wydarzyło podczas wojny.
Im byłem starszy tym wiedziałem więcej.
Czytałem relacje dokumentalne, choćby Adama Czerniakowa, czytałem literaturę: Borowskiego, „Żydowską wojnę” Grynberga, „Czarny potok” Buczkowskiego
Przeczytałem Hannę Arendt, przeczytałem wydane w Polsce w ostatnich latach książki, które otwierają oczy na tamten straszny czas.
Chociaż wie się dużo, to zrozumienie jest niemożliwe. I niemożliwe jest pogodzenie.
8. Działoszyce są teraz jednym z najmniejszych miast w Polsce. Mieszka tu mniej niż tysiąc osób.
Przed wojną było ich około sześć tysięcy. W większości, bo aż w 90%, Żydzi.
Działoszyce zatem to prawdziwym sztetł, żydowskie miasto , z bogatym życiem handlowym, z życiem religijnym, z ogromną synagogą ( to o jej ruinach wspomniałem wcześniej) i społecznym ( istniało tu kilka stowarzyszeń , istniały partie polityczne).
Mieszkańcy trudnili się ubojem, handlem i nie tylko z okolicą. Znane jest powiedzenie: „Kraków koło Działoszyc”,
że to Działoszyce takie bogate. Anegdota ma żródło w tym , że było kilku obywateli,
trudniących się obrotem papierami wartościowymi na giełdach.
9. Ten świat zawalił się podczas wojny. W utworzonym getcie tłoczyło się dziesięć tysięcy ludzi.
W 1942 roku prawie wszyscy zostali wywiezieni do Bełżca, chorzy lub zbyt słabi zostali rozstrzelani na pobliskim kirkucie.
Tak się skończyły żydowskie Działoszyce.
Miasto pozostało z tą wyrwą. Czułem ten brak , tę nieobecność wyraźnie, już jako dziecko.
10. Teodor Adorno mówił, że po Auschwitz, poezja jest niemożliwa.
Że sztuka nie opisze Zagłady, bo żadna konwencja artystyczna nie uniesie tego ciężaru.
Że wiedzę o tym , co się stało, należy czerpać z dokumentów, z relacji świadków ,
i, że zapomnieć nie wolno.
11. Wiele, w ostatnich latach, widziałem nadużyć.
Widziałem artystów i nie artystów tańczących na cieniach pomordowanych.
W galeriach i w przestrzeniach publicznych.
Takie działania nie podobają mi się, są moralnie ryzykownie. Nie pochwalam takich postaw.
Ale pamiętam także przejmujące artefakty.
Sztuka nie jest dokumentalną prawdą, zajmuje się czym chce i jak chce.
Artyści próbują mierzyć się ze światem, z historią, w nadziei na oddanie emocji, na opowiedzenie swojej prawdy.
I ja kilka razy usiłowałem…
12. Przez lata Działoszyce „towarzyszyły” mi, kiedy zostałem malarzem szukałem sposobu, by o nich opowiedzieć. Wiedziałem, że nie mogę pokazać tamtych ludzi w tych strasznych chwilach, że nie mam do tego moralnego prawa .
Były narracje, których się bałem.
13. Pomyślałem wreszcie … o czeluści, która rozwarła się pod miastem, błotnisty i rozlewny dół, który „chlapie” na teraz i na dziś. Wcieka spod domów, wycieka spod bruku, Jest już na zawsze częścią tego miejsca.
Pierwszy obraz tylko „zanotował” pomysł.
14. Większą kompozycję malowałem farbami zmieszanymi z piaskiem, uformowałem z farby napis Czeluść Działoszyc.
To komunikat.
Takie wyobrażenie to najprostsza metafora braku.
Braku tych, co już nie powrócą, ani w dzieciach, ani we wnukach.
Już ich nie ma.